Kulik: Myśl społeczna rozwijała się w Kościele jeszcze przed Leonem XIII
"Wołanie o prawo i sprawiedliwość" to pierwsza pozycja z cyklu historia katolickiej myśli społeczno-politycznej. Skąd pomysł, aby w ogóle zająć się tym tematem?
Grzegorz Kulik: Stwierdziłem, że muszę napisać tę książkę, ponieważ nie ma takiej pozycji. Jest luka i luka nie tylko piśmiennictwie polskim, ale też zagranicznym. Książki, które opisują tematykę katolickiej nauki społecznej zazwyczaj zaczynają rys historyczny od encykliki Rerum novarum z 1891 roku i pontyfikatu papieża Leona XIII, który na nowo rozpoczął badanie kwestii społecznych w Kościele. Natomiast poprzednie 1900 lat to są jedynie krótkie, lapidarne opisy sprowadzające się do najgłośniejszych postaci, takich jak św. Augustyn, św. Tomasz, Suarez. Właściwie to jest bardzo ogólny opis, nie dający szerszego poglądu na to, jak ta myśl społeczna rozwijała się w Kościele. A taki rozwój był, w dodatku bardzo ciekawy.
Właśnie. Panuje pogląd, że katolicka nauka społeczna powstała dopiero razem z encykliką Rerum novarum. Pan udowadnia, że podstawy tej nauki były już dużo wcześniej, dotyczą nawet czasów przedchrześcijańskich.
Tak, trzeba jednak uporządkować pewne pojęcia. Samo pojęcie katolickiej nauki społecznej jest jeszcze późniejsze, po raz pierwszy pojawia się w encyklice papieża Piusa XI Quadra Gesimo Anno. Natomiast wcześniej, od encykliki Leona XIII Rerum Novarum z 1891 roku zaczęła się w praktyce nowożytna katolicka nauka społeczna, wzmożone studia w Kościele nad tym tematem. Ale nie znaczy to, że wcześniej teolodzy katoliccy nie podejmowali tematów społecznych, politycznych, ekonomicznych. Zawsze czynili to jednak w kontekście etycznym. Ponieważ nie chodziło o rozwój dociekań natury politycznej, czy społecznej, dla samego dociekania, tylko o to, by sformułować wnioski co do życia. To znaczy jakie instytucje, jakie działania, są etycznie dobre, a jakie są złe. I zawsze o to w tych rozważaniach chodziło. Powiedzmy sobie, że zaczątki tego mamy już w Starym Testamencie, a nawet wcześniej. Bo w każdym społeczeństwie ustalone są normy tego co jest dopuszczalne, a co nie jest dopuszczalne. I to jest właśnie etyka.
Środowiska liberalne często określają katolicką naukę społeczną jako jakiś „socjalistyczny wymysł”. Tymczasem tu chodzi o kwestie etyczne, a Kościół nie narzuca tutaj programu politycznego, zostawiając to władzy świeckiej.
Oczywiście. Jeśli ktoś zajrzy do wspomnianej encykliki Rerum novarum, to zorientuje się, że jednym z powodów jej wydania była chęć przeciwstawienia się naukom socjalistów, które niczym widmo krążyły nad Europą od 1848 roku. Chodziło konkretnie o przeciwstawienie się własności wspólnej. Leon XIII podnosił wagę własności prywatnej, która wynika z prawa naturalnego. Faktem jest, że katolicka nauka społeczna to jest taka dziedzina, która nie ma charakteru takiego, jak teologia dogmatyczna, która podaje dogmaty, w które katolik musi wierzyć.
Wróćmy do Pana książki. To pierwszy tom, dotyczący czasów jeszcze przedchrześcijańskich?
Tak, można powiedzieć, że dotyczy pewnego rodzaju prehistorii. Bo zanim powstało chrześcijaństwo, już istniały pewne rozważania, myśli, koncepcje, które później chrześcijaństwo obracając się w pewnym środowisku, pewnej kulturze, przejęło uznając za zgodne ze swoim oglądem ówczesnej rzeczywistości. I na to składa się dziedzictwo judaistyczne, ksiąg Starego Testamentu, ale także apokryfów ewentualnie pism z Qumran, a także środowisko grecko-rzymskie. O środowisku grecko-rzymskim będę pisał w drugim tomie.
Czasy judaistyczne w tomie pierwszym, grecko-rzymskie w drugim, a kolejne dotyczyć już będą czasów chrześcijańskich?
Tak, aż do czasów współczesnych. Zawsze każdy tom składał się będzie z dwóch części. Pierwsza będzie opisem środowiska, kultury, czyli to co było na około Kościoła, a druga to już konkretne przemyślenia teologów kościelnych. Po to, żeby umiejscowić myśl ówczesną na ówczesnym tle. Bo jak czytamy dziś jakieś książki o dziejach katolickiej nauki społecznej, to często ktoś nie mając odniesienia do innych myśli, wcześniejszej rzeczywistości sprzed kilkuset lat, to siłą rzeczy odnosi się do czasów współczesnych i popełnia podstawowy błąd ahistoryzmu. Trzeba to odnieść do tego, jakie poglądy panowały poza Kościołem. I wtedy dopiero może oceniać i porównywać, jak ta myśl prezentowała się na tle ówczesnych myśli.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.